poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Poranek

Poniedziałkowy poranek w Agiraju.
Od 4 rano buszują w mojej sypialni maluchy Oli, skończyły już 6 tygodni, wiec są sprawne i mają mnóstwo energii. O 7 się poddaje, wstaję, maluchy od razu siadają przy kojcu i patrzą co się będzie działo. Ogarniam wzrokiem kociniec, dywanik leży na miskach z jedzeniem, kuweta jakims cudem wywędrowała na środek kocińca. Jeszcze w koszuli biorę się za uprzątnięcie bałaganu, dzieciaki od razu wdrapują mi sie po plecach do góry, zaglądają co robię i jak sprzątam. Dywanik klade tam gdzie być powinien- o malce odkryły miske z suchą karmą... czadowo, w końcu mozna coś zjeść. Kansas się posila, reszta na mnie wisi. Zbieram zabawki, wychodzę z kocińca, ubieram się i opuszczam na chwilę sypialnie.
 Od drzwi wita mnie stado kotow (naprawdę stado) patrzy wygłodniałymi oczami, bo w miskach pusto, ide ostrożnie, by na kogoś nie nadepnąć, spaceruje po grubo usłanym na kaflach żwirku, poniewaz kuweta stoi w rogu przy kuchni z powodu kociat Kabanki (normalnie nie mam kuwet na górze, cała piaskownica znajduje się na dole) pierwsze za co chwytam to miotła, musze trochę odgruzowac podłoge, zbieram zabawki, myszki, piłeczki, pluszaki utytłane w żwirku, oblepione sierścią... docieram do kuchni i kocich misek, staram sie wymieść żwir i resztki jedzenia spod misek kocich, około 10 kotów kreci mi sie pod nogami, bo w końcu powinnam dać coś JEŚĆ . Nasypuję suchej karmy do misek, miski opanowuje kilka kotów, reszta musi poczekać chwilkę, niestety do misek dochodzi Olka.... Wszyscy sie wycofują, Olka jak je nie życzy sobie towarzystwa, jeden Jamie nie rozumie i stara się jak moze zbliżyć do miski z karmą- Olka prycha, Jamie wlazi całym sobą do miski i je, Olka warczy i to nie na żarty. wchodzę i ingeruję w sytuacje miskową w domu, próbuję Oli dac jeśc w innym miejscu, tak by ona spokojnie zjadła i reszta kotów również mogla dostąpić zaszczytu jedzenia....
Potem idę sprzątać kuwety. Najpierw góra, oczywiście maluchy asystują, pomagają kopać, sprawdzają co wybieram i dlaczego. Ledwo wstanę i pójde do kolejnej kuwety już słysze, że ktoś kopie i korzysta z uprzątniętego przed chwilą kibelka. Posprzątałam kuwety na dole, wracam na górę, znowu sprzątam, przy okazji od razu zmiatam żwirowisko. W końcu mogę iśc się umyć i zrobić sobie kawę. Siadam do kawy... ooo miski już puste, a koty jeszcze krążą  wokół, wstaję dosypuje karmy, od razu znowu tłok... Znowu ktoś skorzystał z kuwety na górze... idę sprzątać, zmiatam wokół, bo znowu pełno żwirku i jedzenia dookoła. Dolewam wody do miski, bo ta nalana rano jest już pełna jedzenia, żwirku i bóg wie czego. Zabieram chłodną kawę z kuchni do pokoju. Siadam przy laptopie i próbuję się wyłączyć. Kociaki szaleją, skaczą ganiają, polują. Towarzyszy im Cowboy, Kabana i Halola...
Zaraz idę zmiatac podłogę, bo znowu pełno żwirku i muszę w końcu ugotować tego kurczaka. Jest nadzieja, ze uda mi się go pokroić i ocalić nogi. W końcu szarańcza zjadła rano z kilo suchej karmy.
Aaaaa miałam wrocic do maluchów Olki, by dac im jeść.... (żartuję :D) w miedzyczasie o to zadbałam.
Zbliża się południe... Ale o tym napisze innym razem .

1 komentarz:

  1. przeczytałam całego bloga i jestem pod wrażeniem Twojej kociej gromady i tego jak ją ogarniasz :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.