wtorek, 30 marca 2010

Nieplanowane dokocenie

We wrześniu urodziło się małe czarne diablątko, od pierwszych chwil krzyczało na wszystko co było wedlug niego "nie tak", nazwałam je Hikaa, bo pasowalo do tej czarnej wrzaskliwej chmurki gradowej. Małe czarne rosło, piękniało, ale nikt poza nami nie potrafił dostrzec w Hicee piękna, nikt nie chciał jej dla siebie,  my... z dnia na dzień kochaliśmy ją coraz bardziej, a ona odwajemniala się nam barankami, rozmowami, grzaniem kolan, podgryzaniem rękawów swetra i terkotaniem ile tylko sił w czarnym cialku.
W końcu przyszedł dzień, w którym wiedziałam, że Hikaa zostaje z nami, że nikomu nie bedę mogla jej oddac, bo nie ma dla niej lepszego domku  niż nasz.

A i Hikaa robila wszystko, by pokazac, że ona powinna być w agirajowej hodowli, jest duża, masywna, ma baaardzo dluuugi ogon, mocną szeroką kufę, dobrze osadzone uszy i odziedziczyła spojrzenie swojej  babci, nasz mały zbój :)

2 komentarze:

  1. w sumie ja tez sie ciesze z takiej opcji bo jest piekna - ale co nib mam TZtowi powiedziec, ze 3 kot??

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.